środa, 10 czerwca 2015

[to nie jest sen, rzeczy naprawdę...]


Wsiadam w jedynkę, wagon kosmiczny. Zajmuję jeden z kosmicznych foteli i jazda. Po prawej starsza pani trzyma w dłoniach dwa bliźniacze sprzęciory, które ukręciła z czterech tęczowych rurek do napojów. Porusza nimi w sposób w miarę przemyślany. Sięgam do torby po książkę, ale zatrzymuję wzrok na mężczyźnie naprzeciwko. Ma garnitur, krawat i mówi z ćwierć-ukosa. Ten ukos jest potrzebny żeby słowa trafiły dokładnie tam, gdzie jest powietrze. Większość zdań mnie intryguje, pewnie dlatego, że urywa się w połowie. "Trzeba się było uczyć, a nie...!" To mi przypomina, że chciałam poczytać; zaraz. Tramwaj co przystanek coś tam gada przez głośniki, mężczyzna też, pani cicho kręci rurkami. "Nie wszyscy pamiętają, jak do tego doszło." - mówi człowiek w garniturze. "Teatr Variete" - mówi tramwaj. "To nie to miasto" - myślę. Nie rozpoznaję przystanku, zupełnie nowego dla mnie, za bardzo nowego. Nowe wibruje w zdaniach pokrojonych. "Podziwiam kulturę, ale inne rzeczy to nie" - pada z ukosa. Mam czytać o zakamarkach duszy. Jeszcze wolę wsłuchać się w świat. W świecie tymczasem garnitur mówi, że zamki bardzo mu nie pasują i że królewna teraz nie. Zaraz później wysiada z kolejną połową zdania: "Człowiek trochę się wygłupił, ale..."
Otwieram książkę Mindella. Czytam: "Nasz bohater staje twarzą w twarz z kobiecą rzeczywistością, gdy królewna rozsypuje ziarna prosa i każe mu je wyzbierać."
Dojeżdżam w końcu tam, gdzie miałam dojechać, idę w tłumie, czekam na przejściu. Suną samochody. Przed sobą widzę plecy kobiety, tej z posplatanymi rurkami. Stoi na krawężniku, trochę tupie i wierci się niecierpliwie, celuje rurkami w przejeżdżające auta, jakby chciała je zatrzymać. W końcu jej się to udaje. Zielone. Idziemy.
Acha! To tak właśnie kręci się świat. Zaczynam coś z tego rozumieć. Chyba, że...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz