czwartek, 31 października 2013

o nagości

Na Facebook'u istnieją zasady dotyczące treści, jakie można tu publikować. Kilka dni temu usunięto zamieszczone przeze mnie zdjęcie, które uznane zostało za szerzące treści pedofilskie. To była piękna czarno-biała fotografia z 1989 roku Larry'ego Towella "Pregnant Ann with Naomi".

Zacznę od tego, że przyjmuję, zgadzam się na ten regulamin, którego część dotycząca nagości i pornografii brzmi tak:
"Publikowanie na Facebooku treści pornograficznych oraz treści wyraźnie nacechowanych seksualnie, w których udział biorą osoby nieletnie, jest surowo zabronione. Udostępnianie treści zawierających elementy nagości jest objęte ścisłymi ograniczeniami. Staramy się jednak szanować prawo użytkowników do udostępniania treści, które są dla nich ważne, takich jak zdjęcie posągu Dawida Michała Anioła czy zdjęcie dziecka w trakcie karmienia piersią."

To zdarzenie zaprosiło mnie do dyskusji, rozmów ze znajomymi i własnych przemyśleń na temat tego, co można odsłaniać, co można publikować, co wolno robić z dzieckiem, a czego robić nie należy. Razem ze zdjęciem zniknęły głosy w tamtej dyskusji, a szkoda.

Zdjęcie Towella przedstawia jego żonę w zaawansowanej ciąży. Jest tam dwoje dzieci, jedno wciąż jeszcze zamknięte w wielkim brzuchu mamy, drugie to starsza siostra tego brzuszkowego malucha, lat na oko pięć. Leżą na boku, dziewczynka wtulona nosem w nos mamy. Uśmiechają się. Nie ma na nich choćby kawałka ubrania. Z obrazu, tak jak go widzę, promieniuje spokój i czułość. Ich troje. Tato po drugiej stronie obiektywu.

Rozumiem, że nagość dziecka jest ryzykowna. Jest odsłanianiem światu tej prywatnej i bardzo intymnej chwili. Ryzyko jest w oku i umyśle patrzącego. Ryzykują rodzice, którzy decydują się coś pokazać. Ryzykuje fotograf, tato, że robiąc swoją sztukę, przekroczy, naruszy czyjeś granice.

Naomi ma teraz prawie 30 lat. Jak ta fotografia i inne zdjęcia robione przez tatę wpłynęły na to, kim teraz jest... Ciekawe.

Co to zdjęcie przez prawie ćwierć wieku istnienia zrobiło w świecie dobrego i złego? Wędrując po wystawach i teraz po latach, po stronach internetowych. Bo mogło zrobić wszystko, skoro w jednych wzbudza radość i czułość, a w innych niepokój i chęć ochrony dziecka.

Nie znam osobiście kultur, w których chodzi się bez ubrania i nie tylko nie jest to karalne, ale przeciwnie, stanowi zwyczaj, o którym nawet nikt nie wspomina. Istnieją takie społeczeństwa i dziś. Stosunek do nagości jest kwestią kultury, społecznej umowy.

Nie chcę argumentować za jakąkolwiek racją. Oczywiście zalezy mi na uszanowaniu dziecka i jego granic. Jednocześnie zależy mi też na tym, żebyśmy w naszym społeczeństwie, w naszej kulturze, umieli w bezpieczny sposób zadbać o pełną szacunku naturalność tego kim jesteśmy, kiedy nie mamy na sobie ubrania. Moi rodzice mnie tego nie nauczyli. "Moja" religia mnie tego nie nauczyła. Moja kultura mnie tego nie nauczyła. Uczę się sama kochać swoje ciało. Świat, w którym wyrosłam nauczył mnie, że trzeba je schować i że nie wszystko z nim jest ok. To większy temat, jak traktujemy nasze ciała i w związku z tym, jaką mądrość przekazujemy swoim dzieciom.

Bardzo delikatny, ale też ważny temat. Tylko go dotknęłam.

przyciskologia

Mamy w sobie takie guziki, każdy ma swój zestaw, które jak się naciśnie, to coś się z człowiekiem dzieje. Zezłości się, obrazi, zasmuci. Zareaguje w pewien sposób. Może nawet nie wiedzieć, że guzik istnieje albo nie wiedzieć, jaka jest przyczyna takiej właśnie reakcji. Guziki mogą mieć skomplikowaną, tajemniczą historię.
Przyciskologia to tylko bardzo wyrywkowy i jednostronny punkt widzenia, taki nawet mechanistyczny obrazek, ale dziś akurat coś mi o mnie opowiedział. Zobaczyłam swój guzik. I wyobraziłam sobie całą klawiaturę. Kiedy w relacji pojawia się sytuacja konfliktowa, jest trudno, jest pomieszanie, tak że ogóle nie wiadomo, kto zaczął, a kto nie i o co chodzi, i czego ja chcę, i dokąd, i po co... Wtedy, jak już zobaczę ten mój guzik i widzę, że odpaliłam mechanizm, np: teraz się odwrócę plecami. Bo tak mam, bo to jest mój sposób ucieczki z trudnej dla mnie sytuacji konfliktowej. Zamknę się w sobie, pójdę w ciszę, pobędę, napiszę wiersz, itd. Jakoś sobie poradzę. I niewykluczone, a nawet bardzo prawdopodobne, że odwracając się plecami nacisnę jakiś Twój guzik. Ty zrobisz to co zwykle robisz, kiedy naciskam ten właśnie przycisk. Itd...
No właśnie. To może zróbmy jakoś inaczej. Spróbuję zrobić coś innego niż zawsze. Zatrzymam się. Pobędę z tym, co jest.
To zatrzymanie też nie jest automatem i gładkim narzędziem. Jest tysiącem prób podejmowanych codziennie, żeby przekroczyć swoje schematy, ograniczenia. Przestać być zestawem niewidzialnych przycisków.
Każdego dnia otwieram oczy na nie-ja. Z kolejnym okruchem nadziei, że to ma sens.

wychodząc z ciemności

Wychodząc z wielkiej ciemności trzeba przekroczyć nieznane miejsca, progi, strażników, którzy bronią starych światów. Zburzyć te stare albo pozwolić im odejść. Otworzyć oczy, kiedy nie wiadomo, co jest po drugiej stronie powiek. Zaufać Sprzymierzeńcom, rozpoznać ich, zatańczyć z nimi. Wyjść z zamrożenia. Krok po kroku. Zobaczyć Siebie od nowa.... Taką/Takiego, jakiego się nie spodziewało zobaczyć. Spotkać łzy, smutek, złość, radość. Stanąć nago, stanąć Samej/Samemu, w ogniu, przytulić się do Ziemi... zaufać, chociaż wiele razy to zaufanie tak bardzo bolało. Upaść, poddać się, potem wstać, iść dalej... Uwierzyć, że można wziąć oddech. Wreszcie wziąć ten oddech. Jeszcze tysiąc razy zwątpić i uwierzyć od nowa.
Pełnia i szczęście... były na początku i będą, i może są też przez cały czas. Ale ta pojedyncza droga może być trudna... może być...

litery

mam serce
mam SERCE
gdzie są większe litery?

ile

Ile oczu jeszcze trzeba otworzyć, żeby wejść w związek z Człowiekiem, a nie na przykład z własnym pragnieniem bycia kochaną...

złość radość

Złość sporo potrafi. Kiedy ją poczuję, może mi na przykład pokazać, że ktoś naruszył moje granice. Kiedy ją wyrażę w sposób nieuważny, mogę sprawić, że ktoś poczuje się zraniony. Mogę się bać ją czuć i wyrażać, mogę nawet nie chcieć jej widzieć czy też przyjmować.

Bałam się złości, przez całe lata była ona dla mnie trudna i nieświadomie używałam mechanizmów, które mnie przed nią chroniły. Na przykład zamieniałam złość w smutek. Kiedy byłam dziewczynką, nie pozwalano mi na złość. A jednocześnie miałam z nią kontakt i ona była straszna, niechciana. Dorośli mogli się złościć, ja mogłam się przed tym chronić.

Ostatnio odkryłam, że mogę czuć złość samą w sobie. I że potrafię przywołać to uczucie, na przykład wracając pamięcią do konkretnej sytuacji. Mówiąc "złość sama w sobie" mam na myśli, że złość może nie być na kogoś. To taka szczególna sytuacja, kiedy nie ma podmiotu. Jest emocja, energia w ciele. Czucie. Kiedy pozwolę sobie, żeby to czucie było, kiedy pozwalam mu istnieć, bez oceniania, tłumaczenia, analizowania, nazywania, wtedy w ciele robi się ciepło. Zaczyna się tlić, rozpalać. Przód ciała, klatka piersiowa i niżej, serce, i jeszcze niżej, splot słoneczny. Czucie pulsujące wraz z oddechem. Daję uwagę temu miejscu, zgadzam się na to. To robi się coraz bardziej gorące. I razem z tym może przyjść radość. Wędruję myślą za tą radością. Może jest tak, że cieszę się, bo wreszcie mam dostęp do czegoś wcześniej wykluczonego. Uznaję ten złoszczący się kawałek siebie, przywołuję go do istnienia. A może złość, już teraz nieprzykrywana smutkiem odsłania to, co ten smutek osnuł ciemną chmurą. Może ta radość sobie tam mieszka, a ja tylko rozpalam ogień, z uważnością, z ciekawością.
Złość, radość.

dziewczynka

Życie składa się z małych mgnień. To, w jaki sposób one wpiszą się w większą całość, jest czasem nieprzewidywalne...

Wczoraj zobaczyłam chwilę z życia dziewczynki. Szła z mamą i młodszą siostrą. Miała może dziesięć lat, piękną twarz, długie jasne włosy. Niosła futerał na skrzypce. Szła i płakała. Kiedy je mijałam, usłyszałam jak mama mówi: "Ty nie potrafisz nic! Ćwiczyłaś i się nic nie nauczyłaś. Jak to jest możliwe???" Padał deszcz. Te słowa i te łzy na twarzy dziewczynki niosłam jeszcze długo ze sobą. Żałuję, że nie dotarły szybciej z serca do głowy, że nie znalazłam dobrych słów na tę chwilę.

Trudno mi jest je nawet teraz poskładać. Mnie się to wydaje takie oczywiste, że nie należy dziecku, swojemu ukochanemu dziecku mówić słów, które ranią i które zakorzeniają się w tej młodej Istocie. A powtarzane tworzą fundament, na którym z trudem i mozolnie trzeba potem budować siebie lepszego niż ten obraz kreślony w krzywym zwierciadle oczekiwań matki.

Bądźmy dobrzy dla siebie, a szczególnie dla dzieci. Wiem, że to nie jest łatwe być w mądry sposób dobrym. Może nawet szkoda, że to nie jest łatwe.

Jeśli kiedyś usłyszysz, że mówię słowa, które mogą ranić, to proszę, powiedz mi o tym. Posłucham.

kierunek

Mój sześcioletni Syn na czworakach idzie przez pokój. 
- Mamo, czy idę na północ?
- Nie, Synku. To jest południowy zachód.
- A teraz?
- Północny wschód.
- A teraz?
- Zachód.
- A teraz?
Patrzę i chwilę zastanawiam się nad odpowiedzią.
- Teraz idziesz we wszystkich kierunkach.

Tytus zatacza krąg i jeszcze jeden, i jeszcze, przeciwnie do ruchu wskazówek zegara.

Przypominam sobie krąg, tę przestrzeń bycia razem, w której zasiadają ludzie, żeby spotkać siebie i siebie nawzajem.
Gdzie można mówić otwarcie, prawdziwie, z serca. Nie w jakimś konkretnym kierunku. We wszystkich kierunkach.