poniedziałek, 8 czerwca 2015

metafilozofia przekraczania rzeki


Kiedy czytam u Wilbera o metagranicach i metametagranicach, tych ludzkich tworach umysłu, który rozcinają Niepodzielone na rozliczne światy nieistniejące, kiedy patrzę na całą konstrukcję, która z tego powstała przez wieki (nieistniejącego czasu) i kiedy potem myślę o tym wszystkim idąc wielkim mostem nad wielką rzeką, to wiem, że ten most nie runął jeszcze, bo ktoś to wszystko dobrze policzył. Wziął równania różniczkowe, zaczerpnął garść zmiennych ze świata ułudy, zamieszał precyzyjnie i udało się. Przeszłam suchą stopą. Most to jest genialne osiągnięcie, nie jedyne, są na przykład promy kosmiczne, których nie używam na co dzień i inne cuda. 
Czas nie istnieje. A most działa. Takie mam wspomnienie. I zaraz wstanę, ubiorę buty i sprawdzę to jeszcze raz. Chyba że mi się coś innego przyśni.
Poranek pachnie kawą. Most jest myślą. Łatwiej przekroczyć rzekę niż granicę między dwoma ludzkimi istotami.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz