piątek, 21 lutego 2014

gdzieś między zimą i wiosną

Byłam na pogrzebie. Dawno nie widziałam Krzysztofa, kilka lat. Płakałam. Że umarł, że inni umarli, że ja umrę. Że światy przemijają. Ksiądz mówił wzruszająco, a w kaplicy na Salwatorskim cmentarzu słońce rozmawiało z witrażami. Na białej ścianie pełgały tęczowe plamy.
Czułam jego obecność. Wśród wielu widzialnych ten jeden był nie wiadomo gdzie. Zastanawiałam się, czy z miejsca, z którego patrzy, widzi trumnę, bliskich, setki ludzi na czarno, czyjeś łzy. I czy rozpoznaje, co to wszystko jest.
Modliłam się słowami nie moich modlitw. Dzwony, słońce, krakanie ptaków nad łąką, ziemia sypie się na drewno, marmur na wierzch, jeszcze kwiaty. Kondolencje. Przytulam Ewę. Jest taka wiotka.
Koniec. Idę.
Pod murem malutkie przebiśniegi.
Czas. Teraz do przedszkola.
- Mamo, chodźmy na plac zabaw, prooooszę!
- Dobrze, chodźmy.

piątek, 14 lutego 2014

imiona

Rozwijam mapę świata. Nanoszę miejsca ważne. Te, które mnie przywołują. Te, które chciałabym udomowić, oswoić, zaprosić, stworzyć. Potrzebuję teraz zaimplementować funkcję Zoom. Nie ogarnę całości. Kosmos, nawet jeśli jest do wzięcia, to nie na jeden kęs. Nie na jeden dzień. Nie na dwie ręce.
Nie da się wejść do kilku jaskiń jednocześnie i zobaczyć, jak tam jest.
Nie da się być i tym, i tym, i tym jeszcze.
Jedno miejsce. Dwoje oczu.
Jedno miejsce na jeden oddech.
Na tę jedną chwilę widzenia świata.
Widzenia prawdziwie.
Stoi naprzeciwko mnie postać, twarz zasłonięta brzegiem ciemnego kaptura.
- Zabiję cię - mówi do mnie. - Jeśli się nie zatrzymasz, zabiję cię.
Wiem, że wie, co mówi.
Ja nie wiem. Mam jeszcze nie wiedzieć. Pozwolić sobie nie wiedzieć.
Mam wejść do ciemnej jaskini.
Z odsłoniętą twarzą.
Znaleźć tam siebie.
Moje imię.
Wszystkie moje imiona.