sobota, 2 sierpnia 2014

przychodzi i odchodzi


Ciało przychodzi i odchodzi. Widziałam. Nie tak szybko, jak myśl albo uczucie. Inaczej przychodzi.
Pod palcami gładka skóra. Wierzchnia warstwa ziemskiej rzeczywistości. Tu zamieszkałam.

Oddech przypomina mi o czymś. Moje płuca dalekie od doskonałości i jeszcze bardziej odległe od niej miejskie powietrze, wpływa w kanaliki. Łaskocze.
Oddech. Przypomina, żeby zrobić to bardziej. Żeby zaczerpnąć aż do dna. Do samego dołu brzucha. Zatrzymać. Wydech. Lekki zawrót w głowie. Jeszcze raz, wolniej, mocniej.
Oddycham uważnie, płuca mówią, żebym tak robiła.
Obserwuję. Wiem, że próbuję kontrolować. Zauważam, kiedy spłycam oddech i przez chwilę żyję złudnym przeświadczeniem, że mogę coś zatrzymać. Że mogę przeskoczyć ponad strachem. Myśl bierze oddech, związuje go sobą i mówi: "teraz jesteś mój". I dokładnie tak się wydarza. Oddech dygocze jak ryba leżąca na boku w płytkiej przybrzeżnej kałuży poza zasięgiem fal. Dopóki nie przyjdzie przypływ i porwie tę rybę, jeśli zdąży. Niech zdąży. A zanim to się stanie, jej przez chwilę się zdaje, że to morze jest takie malutkie i że wystarczy tylko mocno przycisnąć policzek do wilgotnego piasku, żeby żyć.
I potem, kiedy łomot fali porywa i ona wraca do świata, i ten świat znowu jest prawdziwym światem, z całym bezkresnym szmaragdowym błękitem, zapomina o tym, że zapomniała, dopóki znowu nie przydarzy się fala przybrzeżna, dopóki znowu nie przydarzy się piasek przyklejony do policzka i oddech, który udaje życie.

Pod skórą pulsują rzeki. Płyną do morza, słonego, dalekiego, tutaj.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz