piątek, 21 grudnia 2012

strach niedokończony



Jak by tu napisać o strachu? Jest 21 grudnia, zbliża się południe, praca mi się nie klei, mroźne powietrze wlewa się szparą kuchennego okna. Niebo ma kolor szarego mleka i domyślam się, że tam wysoko świeci słońce. Na stole pomaga mu lampa. Rozglądam się. Nie wiem, o czym jest ten strach. Słyszę szum zmywarki do naczyń, czuję delikatny łopot w klatce piersiowej. Zawieszam wzrok na stosie rozsypanych książek, potem na pulpicie laptopa, czytam listę spraw tego świata i tytuły: „czas i zaćmienie”, „dziś jesteś mały”, „pozew rozwodowy”, „piszę”, „antywiersz”, „bezsen”, „Irvin Yalom – Dar terapii”, „z bogami”, „Laura”. Tytuły czytane i pisane. Taki mój wielki mały świat ze słów.

No i o czym jest ten strach? Jeśli teraz wrócę do pracy, do słów i koncepcji, to po krótszej czy dłuższej chwili znowu zastuka do mnie to samo pytanie, ten sam szelest powyżej serca.

Siadam, wydobywa się dźwięk. Wsłuchuję się w chropowatą pieśń, która przechodzi w mantrę. O czym jest ta moja pieśń…  Smutek, wysoko nad ziemią. Otoczona znakami i ciszą, siedzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz