Mam dziś święto Żywych i Umarłych. Zapalam świeczkę, jak co dzień. Wspominam Brata i Tatę. Z wszystkich bliskich mi zmarłych dziś najwięcej myślę o cioci Łucji, siostrze mojej Mamy. Łucja była druga z rodzeństwa, urodziła się kilka lat przed wojną i tej wojny nie dożyła. Dla mnie zaistniała niedawno, nie pamiętam od kogo się o Niej dowiedziałam, ale było to na cmentarzu w Skalbmierzu, przy grobie Dziadków. Do tej pory nie potrafię zrozumieć, a może nawet uwierzyć, że została zapomniana. Jej istnienie, krótkie życie, śmierć i nawet miejsce pochówku. Przywołałam pamięć o Łucji wśród jej rodzeństwa, ale z jakiegoś powodu stała się bardziej dla mnie niż dla nich ważną Osobą. Widzę Łucję nie jako dziecko, ale piękną postawną kobietę w długiej sukni. Przychodzi, gdy jej potrzebuję. Kiedy patrzę na Przodków, to ją widzę najwyraźniej.
Dziś łączy się we mnie głęboki smutek z ogromną radością i wdzięcznością za tych, którzy żyją i są blisko, choć czasem daleko. Właśnie tak, żywi i umarli, są blisko i daleko.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz