Minęło dziesięć lat. Malowaliśmy razem ściany, wbijaliśmy w nie gwoździe, wieszaliśmy obrazy. Zrywaliśmy jabłka. Przyszedł do nas Chłopiec-promyk, radosny jak Ty, błękitny jak ja. Wędrowaliśmy po świecie, po światach. Wędrowaliśmy coraz dalej.
Spadł ze ściany obraz. Wyjmuję z szafy suknię; krem i purpura przelewają się przez ręce. Na zapomnianej fotografii ja w tej sukni, Ty stoisz blisko.
Nie da się zmyć plamy. Suknia jest czysta, a ta plama na niej to wyraźna świetlna smuga. Żółty cień, uczyniło go słońce i czas.
Potrzeba będzie zręcznych dłoni, które teraz potną materiał i oddzielą plamę od tego, co może stać się czymś nowym.
Oddaję czerwień i oddaję koronkę. Oddaję rzeczy światu. Oddaję słońcu smugę moją i nie moją. I słowa też oddaję.
Jestem z tym, co pozostało w pustych dłoniach.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz