sobota, 8 listopada 2014

noc w mieście


Spotkanie w kręgu o śmierci i umieraniu. Mocne i piękne, pełne życia, obecności, bliskości. Później pieśń zamiast słów. Zmęczenie, wychodzę w noc. Pada, wsiadam na rower, moknę. Po jakichś trzech sekundach podjeżdża radiowóz i ten pierwszy raz dmucham w alkomat. Że niby na trzeźwo nie można krzywo jechać? Dobranoc, dobranoc.
Po drodze rozmawiam jeszcze z dwoma policjantami. Jeden coś tam do mnie zagadał, ale już nie chciał sprawdzać, czym oddycham. Drugiego sama zaczepiłam. Żeby powiedzieć, że na Miodowej koń upadł pod dorożką. Nie wiem, czy mi uwierzył. Powiedział, że tam pojedzie. Nie wiem, czy mu uwierzyłam. Ruszyłam dalej, po cichu modląc się za tego konia, co o północy wracał z pracy. A drugi, bo one parami pracują, ogromnie był niespokojny, stawał dęba i ci wszyscy ludzie, co pomagali, nie wiedzieli, czy trzymać dorożkę, czy konia. I którego trzymać bardziej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz