niedziela, 7 lipca 2013

Płaszów


Używam słów dla ich piękna albo żeby coś zostało opowiedziane. Czasem z trudem je znajduję, szczególnie na wdechu zachwytu. I postrzegam, że rzeczywistość, którą słowa chciałyby posiąść, poddaje się temu jedynie na własnych zasadach.

Wczoraj na Kazimierzu zakończył się Festiwal Kultury Żydowskiej, który w tym roku przysłał mi w darze Tal El, siostrę z Izraela. Po serii przypadkowych naszych spotkań, wzruszeń, wczoraj późnym wieczorem pojechaliśmy małą grupą do byłego obozu w Płaszowie. Byłam tam drugi raz. Mieszkam w Krakowie już ponad pół życia i trafiłam w to miejsce dopiero parę tygodni temu. Nie wiedziałam albo nie pamiętałam podczas tamtego długiego spaceru, gdzie jestem. Najpierw to poczułam. Kilka razy, idąc wzgórzem przez łąki, straciłam oddech. Potem, już w dole, na kamienistej drodze, ogarnął mnie wielki smutek i ból, taki do łez. Chwilę zastanawiałam się, co się dzieje i co to za miejsce. I dowiedziałam się. Umysł też mógł objąć to doświadczenie. Wtedy, idąc drogą, na końcu której zaczynało się osiedle i stała pamiątkowa tablica, pomyślałam, że chcę tu wrócić, z pewnością nie sama i medytować w tym miejscu. Wiedziałam, że to miejsce tego potrzebuje.

Wczoraj tak się zdarzyło. W rozmowie z Tal El pojawiło mi się nieoczekiwanie, że chciałabym z nią zaśpiewać. Zapytała, gdzie. I pierwsze, co mi przyszło do głowy, to właśnie dawny obóz koncentracyjny w Płaszowie. I pojechaliśmy w czwórkę.

Modlitwa słowem, śpiewem, oddechem, wspólnym tam byciem, na starym cmentarzu żydowskim, z którego w czasie wojny zabrano wszystkie macewy. Wysoko nad miastem, pod drzewem, wśród traw, kamieni, gwiazd. Modlitwa po hebrajsku, po angielsku, po polsku, po maorysku. Pieśni wznoszone do Światła. To nie była kraina smutku. To była kraina pokoju i miłości, którą można przywołać tam, gdzie to jest potrzebne. W kraju cierpiących duchów z przeszłości, śpiew do nieba.

Pieśniami przekraczaliśmy znane nam religijne pomysły na rzeczywistość. Z tradycji chrześcijańskiej zmieściła się tym razem jedynie piosenka "Always look on the bright side of life...". Tak właśnie.

Tal El pojechała dziś do Wielunia, zaśpiewać dla swojej Babci. Ja w sercu z nią jadę i też zaśpiewam.

Coś się wydarzyło. Więcej niż rozumiem. Moi bliscy zmarli są teraz w jakimś innym dla mnie miejscu. Bo ja jestem w jakimś innym miejscu. To jest krok do życia. Dziękuję.

1 komentarz: