„Pamięć to szczególny rodzaj percepcji:
nie odwzorowuje dokładnie wydarzenia. W tym sensie jest procesem, w którym
organizm tworzy gestalt (strukturę funkcjonalną) doświadczenia. Gestalt może
być wierną reprezentacją prawdziwego wydarzenia, ale równie dobrze może być
interpretacją złożoną z niezwiązanych ze sobą danych pochodzących z różnych
zdarzeń – mozaiką. To dlatego naoczni świadkowie często podają zaskakująco
różne opisy jednego wydarzenia.”
Powyższy fragment pochodzi z książki
Petera Levine’a „Obudźcie tygrysa. Leczenie traumy”.
Levine w jednym z końcowych rozdziałów pisze o
badaniach nad ludzką pamięcią. Zachwyciło mnie to. Nie istnieje w mojej głowie
zapis wydarzeń. Nie ma go tam. Nie mieszka w tej głowie nikt, kto zrobił
nagranie klatka po klatce i do kogo mogłabym zastukać, żeby mi odtworzył film.
Filmu nie ma. Mogę przywołać przeszłość teraz. Ale to będzie film z teraz, a
nie z wtedy. W tym filmie oprócz tak zwanych faktów mogą pojawić się zdarzenia
późniejsze od tych, które właśnie sobie przypominam, a które z jakichś powodów
mi się kojarzą, mogą do tego dołączyć jakieś przemyślenia, echa późniejszych
rozmów. Istotne w zapamiętywaniu są emocje. Więcej – one są niezbędne. We
wspomnieniach przywołane zostaną jedynie te doświadczenia, którym towarzyszyły
uczucia czy też emocje.
Kilkanaście lat temu byłam w kinie z moim
ówczesnym partnerem, z którym właśnie się rozstawaliśmy. To rozstawanie trwało
długo i jeszcze próbowaliśmy coś naprawiać, ale było ciężko. Tak właśnie, długo
i ciężko. Film nosił tytuł „Wierność”. Historia wzbudziła nasze emocje, mnie
się film podobał, jemu nie. Mówił dlaczego. Oczywiście nie pamiętam szczegółów
tej rozmowy. Ale w pewnym momencie poczułam, jakby mój umysł wyrżnął w
krawężnik. Otóż spieraliśmy się o jakiś fragment filmu. Ocenialiśmy oboje
postawę któregoś z bohaterów, chyba kobiety, którą odgrywała Sophie Marceau i
spór dotyczył sceny, w której ktoś umiera, a dokładnie miał taki kształt, że ja
mówiłam, że ona wtedy weszła do pokoju, a on, że nie weszła. To było chwilę po
wyjściu z kina. To była bardzo wyraźna, długa scena w filmie, nie jakieś
sekundy, które można przeoczyć, przespać.
Najpierw się kłóciłam, ale kiedy
uświadomiłam sobie, że prawda jest tylko jedna, a byłam też pewna, że mój
partner jest szczerze przekonany do swojej racji, wywróciłam umysł jak skarpetę
na lewą stronę. Zrozumiałam, że jedno z nas nie zapamiętało czegoś, bo prawdopodobnie
nie chciało zapamiętać. Pamięć zrobiła coś po swojemu. Po coś. W tym filmie
była kobieta, mężczyzna, ich zakochanie i jeszcze ich pogmatwane losy. I na tej
ulicy po wyjściu z kina była kobieta, mężczyzna, ich kiedyś zakochanie i ich pogmatwane
losy. I ten film wystarczająco poruszył emocje, żeby pamięci udało się rozminąć
z faktami. Nie zależało mi już na forsowaniu swojej racji ani też sprawdzeniu,
kto się myli. Zrozumiałam, że myli się pamięć. Że tak ma.
To uświadomienie wróciło do mnie
niedługo później. Rozmawialiśmy o nas, o związku i weszliśmy w tę część dialogu
między kobietą i mężczyzną, kiedy oboje próbują coś naprawić, wyjaśnić i to się
zwyczajnie nie udaje. Dialog wyglądał mniej więcej tak: „a bo ty wtedy…”; „nie,
nieprawda to przecież było tak, że ty…”
I nagle przypomniała mi się tamta ulica, tamta scena, ulica świętej Anny, droga z Kina pod Baranami. Dotarło do mnie, że teraz jest dokładnie tak samo. Rozmawiamy o przeszłości. Przywołujemy fakty. Sięgamy po nie w najlepszej wierze, że te fakty mogą jakoś pomóc. I zrozumiałam, że to niestety nie działa. W tamtej chwili zdecydowałam, że już więcej tego nie zrobię. Nie będę przywoływać zdarzeń z przeszłości po to, żeby argumentować, wyjaśniać, budować związek teraz. To mi się udaje. Nie podejmuję zupełnie takich rozmów. Staram się zawsze zapytać siebie od nowa. Jak mam teraz? Co czuję? Czego chcę? Czego chcesz? Co jest potrzebne. Dokąd chcemy iść…
I nagle przypomniała mi się tamta ulica, tamta scena, ulica świętej Anny, droga z Kina pod Baranami. Dotarło do mnie, że teraz jest dokładnie tak samo. Rozmawiamy o przeszłości. Przywołujemy fakty. Sięgamy po nie w najlepszej wierze, że te fakty mogą jakoś pomóc. I zrozumiałam, że to niestety nie działa. W tamtej chwili zdecydowałam, że już więcej tego nie zrobię. Nie będę przywoływać zdarzeń z przeszłości po to, żeby argumentować, wyjaśniać, budować związek teraz. To mi się udaje. Nie podejmuję zupełnie takich rozmów. Staram się zawsze zapytać siebie od nowa. Jak mam teraz? Co czuję? Czego chcę? Czego chcesz? Co jest potrzebne. Dokąd chcemy iść…
Kim jestem? Kim jesteś? Kim jesteśmy?
Teraz.
„Pamięć o tym, gdzie byliśmy i co
robiliśmy, wpływa znacząco na nasze świadome i nieświadome poczucie tożsamości.” [Levine]
Otwieram oczy, dotykam. Tak, gubię się
też. Ale staram się nie szukać wyjaśnienia, dla tego co jest, w przeszłości.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz