środa, 5 czerwca 2013

smoczyca


Dziś mój dom nawiedziła Smoczyca. Nie od razu rozpoznałam, że to ona i co tu się święci. Kiedyś była stałym gościem, ale dawno jej nie spotkałam. Dziś, zanim zionęła ogniem tak na serio, siedziała pewnie w jakimś kącie i wydobywała z siebie trujące czarodziejskie mroczne opary, które zasnuwały mój świat. Robiło się coraz szarzej i ciemniej. Dobrze to współgrało z pogodą za oknem. Musiała się jakoś niezauważalnie przemieszczać i bezgłośnie siać spustoszenie. Dom dość szybko stał się nieprzytulny. Swojski bałagan sięgnął ekstremum. Potem ten dziki zwierz machnął ogonem i przywalił mi w skroń. Zasnęłam. Obudziło mnie Dziecko "mamo! pomóż, woda się leje". Udało się Dziecku odkręcić kaloryfer i zalać parkiet i kanapę. Smoczyca spokojnie mogła już wyjść z mroku i zaryczeć. Nie z powodu tej wody, tylko tak sobie, naturalnie. Dziecko się nie przestraszyło, bo przecież to tylko Smoczyca, i dalej oglądało bajkę. Zauważyłam, że jest dość ciemno. Że ta Smoczyca zwyczajnie mnie połknęła, gdzieś między jawą a snem. Wiszę głową w dół, w mroku i tylko rozpoznaję, że z paszczy potwora wystaje moja prawa stopa. Oddycham tą stopą, z nadzieją, że to jeszcze nie koniec. Że jestem Smokiem, owszem, ale nie cała ja. Myślę, jakby to zrobić, żeby wlać w Smoczycę kropelkę piwa. A piwo jest daleko stąd, za drogą, za oknem, za ścianą deszczu. Jak iść w deszcz w piżamie? Czerwień Smoczycy zawisa nad łąką. Ryczę. I ta prawa stopa, stoi na trawie, moknie. Gorąc ognia spotyka się z cichym chłodem ziemi.

3 komentarze:

  1. Witaj, nominowałam Cię do Liebster Blog:). Szczegóły na moim blogu www.walkingthelifespath.blogspot.com
    Pozdrawiam, asze :)

    OdpowiedzUsuń