niedziela, 30 czerwca 2013

Alchemia


Jest wysoko na plecach to miejsce, w którym płonie ogień.
I rośnie kwiat.
Te kwiaty zawsze wyrastają w miejscu, w którym nic inne już nie może wyrosnąć, w miejscu spalonym do dna. Wyrastają wiele światów później, z popiołu.
Kwiat. Nie widzę go. Kiedy rośnie na plecach, nie widzę go. Obracam się powoli, ale plecy zawsze są z tyłu.

„Młodzież dzisiejsza jest zupełnie…” – dobiega z sąsiedniego stolika, z lewej. Z prawej jest ciszej. W mojej głowie zaczynam przemieniać siebie w siebie.

Pomiędzy jednym okruchem kamienia, a drugim – szczelina o ostrych krawędziach. Miejsce, w którym pękło to, co mogłoby być całością. To, za czym warto tęsknić. Tak samo warto, jak żyć warto.


Tutaj mówią nawet ściany. Im mniej kawy w filiżance, tym wyraźniej mówią. Potrzebują czasu, żebym mogła je usłyszeć. Patrzę w wielkie zadymione lustro na ścianie. Jestem. Znajduję w sobie miejsce, które sprawia, że nie stanę się tymi ścianami i tą historią, zbyt ciemną, żebym mogła ją zobaczyć. Wyjdę i zostawię ściany za sobą. Wyjdę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz