czwartek, 26 czerwca 2014

bywam


To właściwie dziwne, że nie jestem buddystką. Trochę nikim jestem. Mój umysł, ta poznawcza część, która potrafi(łaby) przyjąć jakiś zestaw przekonań o życiu, wciąż fruwa między światami. Wolnofruwanie. Taki kierunek nie-poszukiwań.
Szukałam i znajdowałam, a jak już znalazłam, to mówiłam głośno "No taaak! Tak jest. Właśnie tak!" Tak było do następnego razu, to znaczy do kolejnego odkrycia prawdy o świecie. Podobały mi się te prawdy. I jednocześnie z lotu ptaka coraz mniej mi się podobało, że znowu znalazłam (czyli znowu zgubiłam). Prawdę najprawdziwszą i najpiękniejszą. Łapałam i puszczałam, a boczny wiatr przywiewał ten głos zwątpienia "Znooowu!"
Już nie znajduję. Mam coś tam nabudowane od środka. Czasem w tym pogrzebię jeszcze i coś zburzę. Czasem przyjdzie ktoś czy coś i przywali młotem w zgrabną konstrukcję, posypią się kawałki. Leży sobie to coś za szopą (rozumu), tuż przed ogrodem i może nawet nie przeszkadza za bardzo.
Mogę nie być moim myśleniem o świecie. Coraz częściej udaje mi się nie być swoimi emocjami, chociaż to takie urzekające kwiaty (niektóre potrafią zjadać nie tylko przelatujące owady). Codziennie rano bywam czarną kawą, którą sypię na wodę, gotuję i mieszam. Lubię to. Codziennie rano bywam. Lato jest dziś chłodne. Deszcz pada i ptaki śpiewają.

1 komentarz: