wtorek, 1 stycznia 2013

smutek



Smutek to dziwne zwierzę, wciąż nie oswojone. Już lata ocierania się bokiem o bok, a ja nie wiem, jak je ugryźć ani nawet jak je pogłaskać. Nie przypomina żadnego znanego mi czworonoga. Trochę jak cielesny kameleon, zmienia formę. Bywa pełzające, bywa podwodne, czasem zdaje mi się nawet, że ono wie, jak latać.
Kiedy zwierzę znajdzie wodę i się w niej zanurzy, robi się coraz ciemniej. I ciszej też.
Zwykle porośnięte jest długą sierścią. Moszczę sobie w niej gniazdo, tylko że to nie trwa długo, takie przytulanie. Szybko robimy się sobą zmęczeni, siedzimy w przeciwległych kątach pokoju i każde z nas udaje, że to drugie tylko się przyśniło. Bywa, że wiele dni i nocy tak siedzimy. Potem znika równie niespodziewanie, jak się pojawiło, a ja zapominam o nim, aż do następnego spotkania.
Smutki nie żyją w stadach, każdy chodzi swoimi ścieżkami. Kiedy się spotykają, starają się ominąć z daleka.
Zamieszkują najczęściej ogromne lasy, gdzie stare drzewa sięgają wyżej niż niebo. Lubią leżeć na mchu i przytulać brzuchy do ziemi, to je uspokaja, kołysze. Kiedy robi się sucho i ciepło, potrafią zasnąć na dłużej, być same z sobą w jaskini ciała, w otulinie futra, z pazurami miękko wsuniętymi w opuszki łap.
Wtedy nie tęsknią za nikim i za niczym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz