wtorek, 1 stycznia 2013

a ja to kto?


Ile nas jest tu w środku… Ile tych części „ja”, w które mogę się przebierać.
Mam kilka blogów, kiedyś z rozmysłem podzieliłam moje pisanie na słowa bliższe sztuce i bliższe życiu. Czyli takie od siebie, niby że prawdziwe i te zmyślone, stworzone. I kiedy piszę, coraz częściej zauważam, że zaczynam się gubić. Która ja jest która? Dobre to gubienie, wiatr wieje, ja się przechylam, wypadam z szyn, jadę po nowym torze, potem płynę sobie, potem wpadnę na skałę, to pochucham na czółko. Potem mówię hola, hola, dość wietrze, wstaję i o własnych siłach robię parę kroków. Idę dokładnie tam, dokąd chcę. Po drodze spotykam inną część mnie, która delikatnie proponuje, żeby się położyć i odpocząć, a potem, kiedy widzi, że jej nie słucham, kopie mnie w kostkę. Wkurzam się na nią, ale przy okazji zapominam drogę, bo zapatrzyłam się, a zachód słońca taki piękny nad połoniną. Widzicie to? Stawiam dom z mgły i próbuję rozpalić ogień. Śpiewam. Chór wewnętrznego teatru dołącza do mojego głosu. Ziemia mruczy. Jest taki jeden tu w środku, co to słyszy. Nawet mówi, że słyszy, jak kosmos się porusza.

Żyjemy tak sobie mniej czy bardziej zgodni. Nie ma demokracji. Jest wszystkokracja, takie przynajmniej są założenia, że każdy jest potrzebny, każda część, nawet te, których jeszcze nikt nie zobaczył. A one lubią być widziane, to chyba lubią najbardziej. W ramach tej wszystkokracji ten-kto-widzi jest jakiś szczególny. Ale bywa, że i on zaśnie. I wtedy… no cóż, zdarza się, że towarzystwo wodzi się za łby. Ostatnio, gdy zgasło światło, krytyk nabił sobie śliwę pod okiem. Nosi teraz ciemne szkła i łypie spod tych okularów na trickstera.

We śnie noworocznym zginął mi syn, szukałam go, miał dwa lata i poszedł sam w tłum. Po tej stronie jawy obudziliśmy się oboje, ja i pięciolatek. I on do mnie „mamo, ktoś tu jest”. „No ja i ty” – odpowiadam, wpatrując się w mrok. Głaszczę po głowie, uspokajam chłopca i jego nocny strach, i uspokajam też swój strach ze snu, który obudził się razem ze mną i zamieszkał w ciemności.

Noc, cicho. Piszę. Ktoś tu jest. Ja i jeszcze ktoś.


[i.... oto mój noworoczny sen przeczytany przez Arnolda Mindella]

"Enjoy being a free 2 year old this year, and not just caring for the child. Time to grow up will then soon come."

Jest tu jeszcze dziecko. To, które żyje we mnie, to, które potrzebuje być nie tylko zaopiekowane, ale też... właśnie, jakie? Wolne, swobodne, dzikie, cielesne. Dziecko dwuletnie uczy się mówić. Zaczyna składać słowa. Tak jak chce.
Czas dwulatka to czas "bo tak chcę". No to dobrego Nowego Roku, drodzy dorośli i dzieci.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz