Dziś był dobry trudny poranek. Tytus zaczął trzeci rok swojego przedszkola. Trochę chciał, a trochę nie chciał. Nie wyspał się. Sytuacja wyklarowała się po założeniu w szatni lewego papucia. Dalej już nie szło całkiem. Popłynęły łzy i płynęły długo. Tytus nie chciał wejść do sali i nie byliśmy w tym zgodni. Potem przyszła na pomoc pani dyrektor, ale nie spodobał mi się sposób, w jaki się do tego zabrała i postanowiłam działać dalej sama. Tytus w końcu wszedł do sali nadal płacząc. Kiedy przyszłam po niego po obiedzie, tak jak się umówiliśmy, próbował negocjować, że zostanie do podwieczorku.
Potem różne rzeczy
robiliśmy razem, plac zabaw, obiad, zakupy, a wieczorem wrócił do
tematu. Opowiedział mi, jak to było rano. Zaczął tak: "Wiesz co? Jak
jest myśl, to ona się w głowie tak myśli i myśli." Potem też było
ciekawie. Dowiedziałam się o tym, skąd się biorą łzy, kiedy ma się pięć
lat. Mnie się rano też chciało płakać, ale dopiero później, kiedy pani
dyrektor ogłosiła: "jak tak, to może pani zabierać dziecko do innego
przedszkola" i jeszcze później, że niby sobie nie radzę, bo "dziecko już
duże i nie powinno się tak zachowywać." A dziecko się jednak
zachowywało. I przyjęłam te wszystkie uczucia. Teraz spać, jutro będzie
nowy dzień.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz