W Lanckoronie na wzgórzu są pozostałości
po średniowiecznym zamku. Zanim stał się ruiną, przez kilka stuleci
służył możnowładcom, a pod koniec żywota zamieniony w
więzienie, przestępcom. Potem budowlę wysadzono w powietrze. Wiele czasu zajęło
kamieniom rozsypanie się. To proces, który trwa. Wzięły i nadal biorą w nim
udział ludzkie zamysły, żywioły, rośliny, zwierzęta, stopy wędrowców. Nieustające
ruchy ziemi i jej mieszkańców.
Kiedyś, dawno temu, poryw wiatru
przywiał nasionko, które nic nie wiedząc o swoich przyszłych losach, zapuściło
korzenie. Domyślam się jedynie, jak było na początku, a to co widzę teraz, to duże
drzewo, które pod sobą ma rozsypujący się zamkowy mur. Gdyby to nasionko miało
rozum podobny do ludzkiego i potrafiło planować, ani strach, ani rozsądek pewnie
by mu nie pozwolił wybrać tego miejsca. Gdyby miało wybór.
Co wie nasionko o pniu drzewa? O
korzeniach? O sięganiu gałęziami w niebo?
Czym jest ta wiedza, którą mamy
też my, ludzie? Nie pochodząca z doświadczenia dzieciństwa, dorastania, naszych
dorosłych losów jasnych i ciemnych, z mądrych książek, ale wiedza, którą ma
każda komórka ciała. Taka sama, jak wiedza nasionka, co staje się drzewem,
domem dla wiatru, domem dla ptaków.
To drzewo na
skałach zamkowych ruin odsłania swoje korzenie, są grube, sięgają daleko
wokół, omijają kamienie i wędrują w głąb w poszukiwaniu tego, co potrzebne, by
żyć. Obejmują resztkę muru z każdej strony. Piją, karmią siebie i
odżywiają zielone listowie. Pień jest postawny, mocny, sięga wysoko. Korona
rozłożysta. Zadzieram głowę i widzę w drzewie to małe nasionko, któremu
przytrafiło się miejsce trudne. Nasionko, które ma siłę wystarczającą, żeby
istnieć.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz