środa, 22 października 2014

życie jako gra z czasem


Gdyby wyobrazić sobie, że czas jest rzeką (bo właściwie, czemu by nie?), to płyniemy, dryfujemy, zawracamy. Kiedyś tam wyparujemy. Zachmurzymy. Skroplimy, wsiąkniemy w ziemię. Napoimy drzewo, zabierze nas rzeka, do morza i dalej. I może jeszcze dalej.
Dziś są urodziny Brata. Nie wiem, gdzie i dokąd teraz płynie, jaką chmurą. Mnie płyną łzy. I tak jest dobrze.
A czas, to banalne tik tak, nic sobie z tego wszystkiego nie robi.
Zamiast jechać dziś rowerem, szłam wzdłuż Wisły w stronę kładki, w stronę morza. Inaczej jest iść niż jechać. Nie dość szybko jest iść. A świat wtedy inaczej wygląda. Pojawiają się szczegóły, które w pędzie niezauważone zaledwie migoczą, nim zdążą zaistnieć.
Świat wygląda zupełnie inaczej, kiedy zmniejszy się prędkość, na przykład stukrotnie.
Można popatrzeć, jak łabędź głaszcze pióra dziobem. Można zajrzeć w czyjeś oczy.
Różnie w życiu robimy: biegniemy, leżymy i wszystko pomiędzy tymi dwoma.
I czasem robimy to równocześnie. Część mnie realizuje cele, zadania, te małe na dziś i te na wiele lat. Robi, popycha, gna, dąży, nie ustaje. I inna część mnie, która potrzebuje być. Siedzieć przy stole, zapalić świeczkę, śpiewać, śnić, milczeć, patrzeć na sikorkę, co skacze po wyłysiałym drzewie za oknem. Patrzeć na Dziecko. Na to wszystko, czego nie widać w biegu.
One obie potrzebują przestrzeni. Ta, która biegnie i ta, która się zatrzymuje.
Światło księżyca w nowiu jutro się zatrzyma.
Na jedną małą chwilę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz