czwartek, 17 kwietnia 2014

istnienie


Ta pełnia jedzie po mnie jak walec drogowy.

Stoję i patrzę jak jedzie, czasem płaczę. Czasem nie wiem o co chodzi.

U mnie zwykle chodzi o relacje z mężczyznami.

Grają film. Nie jestem w roli głównej. Ale dotyka mocno, to nie jest pozycja widza. Serial. Trudno się znudzić. Sezon czwarty odcinek siedemdziesiąty siódmy. Wątki się mieszają. Nie nadążam. Czasem kręci się w głowie.

Zamykam oczy. Boję się. Otwieram. Znowu zamykam.

Nie ma dokąd uciec. Patrzę.

Wczoraj przed snem pojawił się kolejny puzzel układanki. I słowa, ważne, wtedy jeszcze nie do wypowiedzenia: mężczyzno, jeśli jesteś tatą dziewczynki, to bądź. Bądź blisko. Obecny. Mów jej, że jest ważna dla ciebie. Że ją kochasz. Że jest piękna. Że może być taka, jaka jest. Że taką ją kochasz. Z tym, jaka ona jest. Powiedz jej to, dopóki ona jeszcze nie poszła w świat. Powiedz jej to, dopóki ty sam mieszkasz na ziemi.

Zamykam oczy. Śnię.

Ten sen. Wolałabym znowu zamknąć oczy. Otwieram. Nie widzę.

Wołam dziś do przyjaciela: przytul. A potem mówię sobie: nie. Nie wołaj. Bądź. Nie zamykaj oczu. Nie zamykaj serca. Bądź.

To wszystko jest w ciszy. Otwieranie, zamykanie oczu.

Leżę. Cisza. Na to wszystko podchodzi do mnie syn, mały chłopiec. Pyta: "jak miał na imię twój tata?"

Zabrakło oddechu. Odzwyczaiłam się od tego, że on słyszy moje myśli.

Odpowiadam.

Pyta dalej: "Smutno ci, że umarł?"

Połykam łzy.

"Mnie by też było smutno, gdyby mi mama umarła."

Uśmiech przez łzy...  Ale ja żyję!

Uśmiecham się do tego cudownego chłopca. Mówię mu, jak bardzo go kocham. Moje oczy to mówią. Dłonie. Słowa. Moje istnienie tu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz