sobota, 8 sierpnia 2015

linie świata


Po pięciu latach ja człowiek przychodzę dotknąć morza. Ono bez pytania bierze moje stopy.
Serce sięga dalej niż widzę. Patrzę.
Jasna nasączona kroplą błękitu czasza odcina się wyraźną linią od granatowej, zmarszczonej ruchami powietrza cienkiej skóry pokrywającej nieznajomą głębię. Dwie barwy, dwa światy, między nimi wyraźna kreska precyzyjnym zamaszystym łukiem z prawa na lewo jak napięta cięciwa od ziemi do ziemi. Wyraźna i wyraźnie nieistniejąca linia horyzontu.
Ileż widzę takich linii, które wydają się być realne.
Linia między tym, co nazywam morzem i tym, co nazywam niebem. Pomiędzy tym, w czym mogę zanurkować, a tym, co wypełnia spragnione płuca. Pomiędzy powietrzem, które karmi mój wdech, a tym, które właśnie wydychasz. Między pobliską krawędzią ronda kapelusza, a odległą kreską na twojej prawej dłoni.

Linia pomiędzy człowiekiem i morzem. Człowiekiem i człowiekiem.

Pomiędzy wszystkim tym nazwanym.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz