poniedziałek, 8 września 2014

to się często nie zdarza


Słońce grzeje tuż przed pełnią. Rzeka płynie w stronę miasta. Jest cicho, siedzę na niskim brzegu u stóp akacji. Nie od razu ją zauważam. Wszystko się dzieje nie od razu. Potrzebuję czasu, żeby pozostawić szum, zgiełk, gwar. Tu ich nie ma, ale umysł dowiaduje się o tym powoli. Powoli wyłaniają się zmarszczki na wodzie, krążąca ważka, plusk w rzece, nie wiem co to; świergot, bzyczenie łąki, jasne plamy na falach - refleksy skał z przeciwległego brzegu, łopot liści. Coraz więcej kształtów, dźwięków, coraz mniej tego, kim jestem, tam gdzie zwykle bywam. Coraz mniej mnie.
Coraz bardziej głucho grzmi z oddali, niebo przymglone, ciepłe, chmurzaste. Zamykam oczy. Ziemia pode mną, zapach wody i wszystkiego, co z sobą niesie. Drzewa, te które stoją blisko siebie, one ze sobą rozmawiają.
Przyszłam tu, w to miejsce. I ono, to miejsce, przyszło do mnie. To się często nie zdarza. Żeby miejsca przychodziły.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz