Duży park w środku miasta. Jak
dla dziecka, ogromny. Dziecko stawia kroki – pierwsze, drugie, trzecie. To jest
chłopiec. Kiedyś będzie moim ojcem, a potem umrze, ale teraz jest właśnie małym
chłopcem. Warszawa, z dawną zabudową, bo to się dzieje przed wojną. Wojna nie
jest sprawą dzieci, to robią dorośli. Później nazwą ją drugą światową, ona przyjdzie
i zabierze to miasto, i wiele innych miast, wsi. I miliony ludzi. A tego
chłopca zachowa przy życiu, jego mamę i tatę też. Wyjadą na wschód, zostawią to
miejsce, które przez chwilę było domem i też jakimś snem, nadzieją na lepsze
życie.
Sobotni późny wieczór, idę przez
ten właśnie park, czy też skwer. Ogród Saski. Dziś jest dzień ojca, dlatego
myślę o tamtym chłopcu, którego widziałam na starym zdjęciu. Zostało zrobione w
tej okolicy, tu niedaleko mieszkali. Drzewa w tle, ich ciemna szarość oznacza
zieleń, biel dziecięcego ubranka oznacza biel.
W ten sobotni wieczór mijam Grób
Nieznanego Żołnierza, tam dorośli ubrani w mundury stoją nieruchomo, bez
jednego drgnienia, bez mrugnięcia. Trzymają broń. Stoją i pilnują prochów albo
może raczej pamięci o prochach. Tego symbolu, który sięga prawie tak daleko w
przeszłość, jak ja teraz sięgam. Woda płynie w fontannie.
Dziś w kalendarzu jest nie tylko
dzień ojca, każdego ojca. Dla mnie jest to rocznica pogrzebu. Ojciec został
pochowany daleko stąd na południe. Tam się urodziłam, a teraz z całej rodziny
został w miasteczku jeden grób z jednym miejscem zajętym i jednym wolnym.
Mój czerwiec, miesiąc, w którym zaczynają już pachnąć lipy, ale też miesiąc rocznic i pamiętania o śmierci. Za kilka dni będę wspominać brata. Jego prochy przywiezione z Niemiec leżą pod ziemią na cmentarzu w Wałbrzychu. Pierwszy raz pojechałam tam ubrana w kolor żałoby.
Smutek i tęsknota, za
mężczyznami, którzy byli daleko, a teraz są jeszcze dalej. Za tymi dwoma, i za
paru innymi, co przychodzą, żeby odejść.
Czasem zdaje mi się, że po to
Bóg stworzył ludzi, żeby przychodzili i odchodzili.
Pociąg z Warszawy do Krakowa
wjeżdża coraz bardziej w ciemność. Przypominam swoje kroki po stolicy, po jej
ulicach, chodnikach, parkach. Te chwile najbardziej, w których przebiegała
niesforna myśl i zaskakujące uczucie bycia w domu. Wracam. Do miasta, które
przez lata było moim domem. Do miejsca, które jest teraz zmianą. Wiozę parę
rzeczy potrzebnych w podróży i jeszcze w sobie wspomnienia punktów w czasie, znanych
stopom, oczom, tęsknotom. Wracam. Odchodzę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz