niedziela, 24 czerwca 2012

niedziela, wspomnienie soboty i dalekiej przeszłości



Duży park w środku miasta. Jak dla dziecka, ogromny. Dziecko stawia kroki – pierwsze, drugie, trzecie. To jest chłopiec. Kiedyś będzie moim ojcem, a potem umrze, ale teraz jest właśnie małym chłopcem. Warszawa, z dawną zabudową, bo to się dzieje przed wojną. Wojna nie jest sprawą dzieci, to robią dorośli. Później nazwą ją drugą światową, ona przyjdzie i zabierze to miasto, i wiele innych miast, wsi. I miliony ludzi. A tego chłopca zachowa przy życiu, jego mamę i tatę też. Wyjadą na wschód, zostawią to miejsce, które przez chwilę było domem i też jakimś snem, nadzieją na lepsze życie.

Sobotni późny wieczór, idę przez ten właśnie park, czy też skwer. Ogród Saski. Dziś jest dzień ojca, dlatego myślę o tamtym chłopcu, którego widziałam na starym zdjęciu. Zostało zrobione w tej okolicy, tu niedaleko mieszkali. Drzewa w tle, ich ciemna szarość oznacza zieleń, biel dziecięcego ubranka oznacza biel.

W ten sobotni wieczór mijam Grób Nieznanego Żołnierza, tam dorośli ubrani w mundury stoją nieruchomo, bez jednego drgnienia, bez mrugnięcia. Trzymają broń. Stoją i pilnują prochów albo może raczej pamięci o prochach. Tego symbolu, który sięga prawie tak daleko w przeszłość, jak ja teraz sięgam. Woda płynie w fontannie.

Dziś w kalendarzu jest nie tylko dzień ojca, każdego ojca. Dla mnie jest to rocznica pogrzebu. Ojciec został pochowany daleko stąd na południe. Tam się urodziłam, a teraz z całej rodziny został w miasteczku jeden grób z jednym miejscem zajętym i jednym wolnym.

Mój czerwiec, miesiąc, w którym zaczynają już pachnąć lipy, ale też miesiąc rocznic i pamiętania o śmierci. Za kilka dni będę wspominać brata. Jego prochy przywiezione z Niemiec leżą pod ziemią na cmentarzu w Wałbrzychu. Pierwszy raz pojechałam tam ubrana w kolor żałoby.

Smutek i tęsknota, za mężczyznami, którzy byli daleko, a teraz są jeszcze dalej. Za tymi dwoma, i za paru innymi, co przychodzą, żeby odejść.

Czasem zdaje mi się, że po to Bóg stworzył ludzi, żeby przychodzili i odchodzili.

Pociąg z Warszawy do Krakowa wjeżdża coraz bardziej w ciemność. Przypominam swoje kroki po stolicy, po jej ulicach, chodnikach, parkach. Te chwile najbardziej, w których przebiegała niesforna myśl i zaskakujące uczucie bycia w domu. Wracam. Do miasta, które przez lata było moim domem. Do miejsca, które jest teraz zmianą. Wiozę parę rzeczy potrzebnych w podróży i jeszcze w sobie wspomnienia punktów w czasie, znanych stopom, oczom, tęsknotom. Wracam. Odchodzę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz