poniedziałek, 4 lutego 2013

tęsknota i kości


Podobno nic w przyrodzie nie ginie. A Miś Przyjaciel zginął, tyle że w bardzo szeroko pojętej przyrodzie. Najprawdopodobniej został w tramwaju linii 50,  w święto Trzech Króli. Miś był z Tytusem od czwartego dnia życia. Tysiąc dziewięćset dziewięćdziesiąt dwa dni. I ani jednego dłużej.

„To jest mój Tytus” – tak o misiu powiedział kiedyś mój Syn. Różnym zabawkom nadał imiona, a ten nazywał się zawsze Przyjaciel. Tytus starał się nigdy z nim nie rozstawać, dzień i noc. A ja dbałam o to, żeby Miś zawsze był z Tytusem. Od ciągłego głaskania stracił nos, uszyłam nowy. Przeszedł chirurgiczne eksperymenty z użyciem kuchennego noża, nieraz trzeba było go ratować z opresji.

Przez ostatnie tygodnie Tytus czasem pyta: „Mamo, kiedy się znajdzie Miś?”. A ja odpowiadam „Nie wiem, Kochanie.” I czuję smutek, ale też cichą nadzieję. Obdzwoniłam biura rzeczy znalezionych, byłam na pętli tramwajowej. Szukałam w innych miejscach, bo z tym tramwajem to nic pewnego.

To już się Misiowi kiedyś zdarzyło, w ostatnie wakacje. Wtedy Darek narysował z pomocą Tytusa portret pamięciowy Misia, na ścianie domu w Kikowie zawisł list gończy i w poszukiwaniach wspierała nas setka osób. Miś nie wrócił na noc do domu, trudno było zasnąć. Ale już następnej nocy dzięki Danusi Tytus miał go z powrotem w rękach i Miś spał z nami w pokoju, zamiast wylegiwać się na trawie i patrzeć w miliony gwiazd na niebie.

Teraz minęło wiele nocy. Tytus śpi z czarnym filcowym kotkiem i na dokładkę całym stadem pluszaków, które ledwie się mieszczą w łóżku. Wchodzimy w czas poznawania, jak to jest czekać na coś co odeszło, z nadzieją, że wszystko będzie jak dawniej. Trochę w oczekiwaniu szczęśliwego przypadku, cudu, nieoczekiwanego zakrętu losu. To jest czas poznawania tego „nie wiem” i „nigdy”, i „na zawsze”. Próba odróżnienia tego, czego tak ogromnie się pragnie od tego, co po prostu jest.

Dla mnie to też czas refleksji nad stratą, tęsknotą, nadzieją. W moich uczuciach współbrzmią inne pożegnania. Najbardziej z bliskimi, tymi których kochałam, a którzy odeszli.

Tracimy w życiu ludzi, rzeczy, związki, pracę, czasem części siebie. Niektóre straty są nieodwracalne. Śmierć. I ta ciągła już czyjaś nieobecność. Rozstanie. Kiedy to co jest, staje się wspomnieniem.

Jak odnaleźć jasną stronę straty, pożegnania?

Trudna jest niepewność, nadzieja, która może żyć długo, zbyt długo. Kiedy dotkniesz martwego ciała, wszystko staje się jasne. Nawet, jeśli umysł nie jest zdolny tego przyjąć, to w końcu się obudzi. Rozpozna namacalną ostateczność tu na ziemi. I potem serce otwiera się na lament. A po okresie żałoby przyjdzie przedwiośnie, wiosna, nowe.

Kiedy nie ma tego ciała i kości, smutek związany ze stratą kogoś, czegoś ważnego, wciąż czepia się nadziei. I karmiony nadzieją, pozostaje smutkiem na długo.

Miś Przyjaciel pozostawił po sobie takie puste miejsce i czas, w którym może przypomnieć się ślad z przeszłości. Czasoprzestrzeń żalu i smutku.

Dziś podejrzewam, że ból Dziecka jest mniejszy niż mój. Na początku martwiłam się zmartwieniem Tytusa, chciałam zatroszczyć, zadbać o Jego uczucia, coś zrobić, ale zobaczyłam, że to bardziej we mnie rezonuje smutek straty.

Miś Przyjaciel ożywia tęsknotę i przywołuje wszystkie moje pogubione Misie. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz